wtorek, 23 września 2014

Rozdział 21

- Rose otwórz drzwi! W tej chwili! Dosyć tego! Wyjdź z domu! - to był poranek. Chyba i moja starsza nadopiekuńcza siostra. Przycisnęłam poduszkę do głowy próbując odnaleźć ciszę..
- Rose!
- Daj mi spokój! Nie rozumiesz, że i tak nie wyjdę!
- Rose ja tylko się o ciebie martwię.. Proszę cię wróć. Bądź taka jak wcześnie. Minął już miesiąc, żałoba zazwyczaj tyle trwa.. - nie wierzyłam w to co ona wygaduje. W sumie miałam to gdzieś. Nie interesował mnie już nikt i nic. Z tego wszystkiego musiałam się trochę nasilić.
Wiedziałam, że to mnie niszczyło ale co z tego jeżeli tylko w ten sposób mogłam odlecieć w zapomnienie.
- Rose otworzysz? - usłyszałam znajomy mi głos mężczyzny.
- Rose to ja Harry nie wiem czy jeszcze pamiętasz.. Ale otwórz błagam. Martwię się o ciebie- powiedział tak jakby ledwo co. Słyszałam jak  powstrzymuje się od łez. Ale mało mnie to ruszało.
- Zajmijcie się może swoim życiem co?!
- Rose już ci mówiłem, że to ty jesteś moim życiem! Jesteś moją większą połową serca. Nie zostawiaj mnie samego. Wróć..
- Nie - odpowiedziałam drżącym głosem. Nastała cisza aż nagle moje drzwi zostały wyważone. W pokoju było ciemno bo miałam wiecznie pozasłaniane okna. Harry odsłonił je.. Moje oczy niemalże zamknęły się..
Siedziałam przyciśnięta do kąta ściany..
- O mój boże- powiedział gdy mnie zobaczył..
- Rose jak ty wyglądasz? Dlaczego mi to robisz? - kucnął obok mnie i chciał mnie dotknąć ale cała roztrzęsiona wciskałam swoje drobniutkie ciało w ścianę.
- Rose to ja. Nie bój się mnie. Pozwól, że ci pomogę. Tak nie można. Musisz z tego wyjść. Odpowiesz mi coś?
- B..b..boję się- w moim głosie zabrakło energii. Mówiłam szeptem..
- Tak wiem ale uwierz mi, że wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi - szczerze nie wiedziałam jak mam zareagować. W mojej głowie było tyle obojętności.
- Pójdziesz ze mną?
- Nie - odpowiedziałam a ten wziął mnie na ręce, ścisnął mocno, związał mi ręce i nogi i wpakował mnie do swojego auta..
- Co ty robisz?! Chcę do domu!
- Będziesz się leczyć!
- Nie chcę. Wypuść mnie! - krzyczałam na marne. Drzwi otwarły się a we mnie znowu uderzyło to jasne światło. Zaniósł mnie na sam korytarz psychiatryka i przekazał lekarzom. Wpadłam w szał. Nie chciałam tego
- Harry nienawidzę cię! Już nigdy cię nie pokocham! Nienawidzę cię!


 OCZYMA HARRY'EGO

To było straszne. Gdy ją zobaczyłem myślałem, że już nie da się jej pomóc. A jednak wbrew jej woli zabrałem ją do psychiatryka. Chciałem ją odzyskać. Gdybyście widzieli jej chude ciało. Bałem się, że ją połamie dotykając palcem jej rękę. To było straszne. Najbardziej zabolały mnie jej słowa gdy ją zabierali na oddział
- Harry nienawidzę cię! Już nigdy cię nie pokocham! - tak strasznie mnie to bolało. Byłem w rozsypce.Krzątałem się od ściany do ściany.. Podobnie jak Sophie, która była bliska załamania nerwowego
- I co z nią? - zapytałem gdy zobaczyłem jednego z lekarzy
- Dziewczyna jest strasznie wychudzona.. Badania wskazują na to, że przez ostatni miesiąc żywiła się tylko i wyłącznie narkotykami. Jej organizm jest wyniszczony doszczętnie. Najpierw musimy naprawić jej psychikę. Zmusić ją do tego by zaczęła myśleć racjonalnie.
- Dobrze a ile to potrwa?
- Taka terapia jest zależna od woli pacjenta.. Miesiąc,dwa, trzy..
- Nie mogę tyle czekać
- Mimo wszystko dobrze, że pan ją tu przywiózł.. Jeszcze tydzień i było by po niej -  byłem bezradny. Tak bardzo chciałem jej pomóc ale nie mogłem, nie potrafiłem.. Najgorsze jest to, że ona nadal mnie nie pamięta a ja zaczynam powoli tracić nadzieję w to, że będzie jak kiedyś
- Harry dziękuję- powiedziała Sophie. Zdziwiłem się bo wiem, że te podziękowania przyszły jej z trudem. Wiem, że mnie nie lubi..
- Nie ma za co... 
 
DWA MIESIĄCE  PÓŹNIEJ ( OCZYMA ROSE)

Drogi pamiętniku przez pierwsze dni mojego leczenia było okropnie.. Nie raz próbowałam uciec ale się nie dało.  Nie mogłam spać, nie reagował na nic.. Byłam martwa w żywym ciele. Byłam karmiona przymusowo. 
W końcu po długiej terapii mogłam wyjść. Teraz jestem w domu. Lecz nie jestem dawną Rose, która się śmiała i szalała. Jestem inna. Już nie cieszy mnie byle promyk słońca. Odbudowali mnie fizycznie ale psychicznie nadal będę w pewnym stopniu sobą. 
*****************

Zamknęłam leniwie pamiętnik i siedząc przy oknie spojrzałam jak natura obumiera. Kolorowe liście mnożą się, niebo staję się ponure mimo słońca które chowa się za chmurami. Wstałam z miejsca i podeszłam do lustra. Nienawidzę swojej twarzy. To się nigdy nie zmieni. Poszłam się umyć. Wysuszyłam dokładnie włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Ubrałam :
 Zjadłam śniadanie, na które nie miałam ochoty i wyszłam z mieszkania. Dziś miałam iść na kurs prawa-jazdy. Po kursie umówiłam się z Chrisem na kawę. Polubiłam go. Dodawał mi otuchy. Tylko on mnie rozumiał. Porozmawialiśmy z godzinkę i rozeszliśmy.
Natchnęło mnie na spacer po parku. Lubiłam go za to, że nigdy nie było w nim specjalnych tłumów. Usiadłam na jednej z ławek, oparłam się i odetchnęłam.. Zamknęłam na chwilę oczy, było wspaniale. Tego potrzebowałam..
- Cześć - otwarłam oczy by ujrzeć wysoką postać o zielonych oczach.
- Czy ty za mną chodzisz? 
- Nie, tak się złożyło, że siedzisz na mojej ławce rozmyśleń
- Ławce rozmyśleń? Naprawdę? 
- Tak to tutaj się poznaliśmy... - w mojej głowie został wywołany obraz. Pamiętam to. Pamiętam to spotkanie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz