wtorek, 21 października 2014

Rozdział 26


- Rose mogę ci zadać pytanie?
- Właśnie je zadałeś pytając czy możesz je zadać..
- Oj Rose wiesz o co mi chodzi..
- No to dawaj - powiedziałam zdezorientowana
- Więc czy ty pamiętasz cokolwiek co między nami było? Jakiś najmniejszy szczegół cokolwiek?
- Harry już ci mówiłam, że nie pamiętam nic! Już było dobrze ale musiałeś to zepsuć! - powiedziałam i wstałam
- Rose czekaj - nie słuchałam go. Po prostu wyszłam. Ten oczywiście popędził za mną. Chwycił mnie za przed ramię zatrzymując mnie
- Czego ty do diabła chcesz?!
- Przepraszam. Już nie będę zadawał tych pytań, Bądźmy może przyjaciółmi co?
- Nie chce znowu powiedzieć czegoś czego będę żałowała więc proszę odwieź mnie już do domu
- Ale miałaś mi dać jeden wieczór..
- No i dałam?
- Właśnie, że nie bo jest godzina ósma. Zostały jeszcze dwie godziny
- To co chcesz jeszcze robić? Bo ja nie mam zamiaru wracać do tej restauracji..
- Ja też nie.. Chodźmy do auta. Pozwól, że cię zabiorę w jedno małe miejsce
- Tylko masz mnie odwieźć na czas - powiedziałam i wsiadłam do pojazdu. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut.. Dotarliśmy do jakiegoś dużego budynku. Weszliśmy do środka a ja nadal nie wiedziałam gdzie on tak właściwie mnie prowadzi. Weszliśmy do ogromnej sali...
- Stań w tym miejscu- powiedział ustawiając mnie na środku pomieszczenia. Podszedł do projektora i włączył go.. W tle zaczęła lecieć dobrze mi znana piosenka : Ed Sheeran- Kiss me .  Harry zniknął mi z zasięgu wzroku. Na ścianie były wyświetlane zdjęcia moje i jego..
 
To wszystko było takie prawdziwe. Zaczynałam wierzyć w to, że na prawdę nas coś łączyło. Coś poważnego.. Usłyszałam jego szept za moimi plecami. Wiedziałam, że stoi blisko
- Teraz mi wierzysz? 
- Miałeś do tego nie wracać.. - powiedziałam patrząc na kolejne zdjęcia. Kidy pokaz się już zakończył powiedziałam stanowczo: 
- Zabierz mnie już do domu..
- Dlaczego? 
- Zabierz mnie do domu a jak nie to pójdę sama - wyszłam z pomieszczenia. Miałam taki mętlik w głowie. Harry po chwili wyszedł i otworzył auto. Usiadłam na miejscu pasażera. Jechaliśmy w ciszy. Kompletnej ciszy.
- Rose nie chciałem ci sprawić przykrości
- Daj spokój. Jutro się nie zobaczymy
- Dlaczego? Może o...
- Harry nie zrozum mnie źle ale nie zobaczymy się jutro, pojutrze, popojutrze.. i następnego dnia też nie.. 
- Zaraz, zaraz dlaczego mi to robisz? Co ja ci takiego zrobiłem? - zapytał zatrzymując się kilka domów przed moim
- Przepraszam..Pogódź się z tym, że to skończone
- Nie poddam się rozumiesz? Nigdy się nie poddam!
- Ale ja jestem z Chrisem! - wykrzyczałam na co ten spojrzał na mnie z nie do wierzeniem.. Miałam wrażenie, że zaraz się popłacze.Wybiegłam z auta i pobiegłam prosto do domu. Nawet mnie nie gonił. Znowu powiedziałam o kilka słów za dużo ale musiałam skłamać, żeby się odczepił raz na zawsze. Niech sobie znajdzie inną kobietę i niech sobie z nią ułoży życie. Ja natomiast może rzeczywiście postaram się o Chrisa, któremu na mnie zależy i który nie wmawia mi codziennie różnych rzeczy, których nie pamiętam..

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ 
 
Święta, święta i po świętach. Jest końcówka stycznia. Moje życie powróciło do normy. Tak jakby. Spotykam się regularnie z przyjaciółką i Chrisem, który jest mi teraz na prawdę bardzo bliski. Co weekend robiliśmy sobie wieczór filmowy. Przytulaliśmy się i śmieliśmy jak zawsze..
 Harry od tamtego dnia nie dał znaku życia.. Camille mi wspominała jedynie coś o tym, że jest pogrążony. Była u mnie nawet jego przyjaciółka Perrie. Mówiła o tym, że kiedyś już zdradziły go dwie dziewczyny a teraz ja. Tyle, że ja go nie zdradziłam. Bo gdyby nas coś poważnego łączyło to bym to pamiętała. 
 Na prawdę teraz dopiero poczułam, że żyję. Uwolniłam się od niego. Mam jednak plany co do Chrisa. Rozumiemy się i lubimy...
Może coś z tego będzie..

sobota, 11 października 2014

Rozdział 25

 Weszłam zdenerwowana.  Pobiegłam na górę. Przebrałam się w szare leginsy i czarną bluzę z kapturem (batman). Usiadłam na parapecie i zadzwoniłam do Camille. Opowiedziałam jej o wszystkim. Gdy usłyszała jak go potraktowałam nakazała mi go przeprosić. Zastanowiłam się nad tym chwilę i stwierdziłam, że na prawdę to było chamskie. Zadzwoniłam więc do niego i w ramach przeprosin zgodziłam się na jedną randkę..
- Rose chodź tu na chwilkę! - krzyknęła Sophie. Zbiegłam na dół i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Nie znałam go
- Pan do mnie?
- Tak. Jestem Louis. Możemy porozmawiać?

 
- O czym? 
- To jest sprawa osobista..
- Przykro mi ale my się nie znamy, więc proszę wyjść z mojego domu. 
- Nalegam- powiedział zdenerwowany
- Proszę wyjść albo zadzwonię po policję! - zrobił tak jak powiedziałam i opuścił nasz dom. 
- Sophie kto ot był?
- Nie mam zielonego pojęcia. Przedstawił się jak Louis Tomlinson i stwierdził, że musi z tobą pilnie porozmawiać..
- Nie potrzebnie go wpuściłaś. Mógł to być jakiś przestępca czy..
- Daj spokój.. Był całkiem przystojny- zażartowała na co przerzuciłam oczyma
- Wiesz co? Mam dzisiaj wolne i ty też więc może pójdziemy na zakupy co?
- Mam wszystko
- No dawaj! Takie siostrzane zakupy
- Dobra, dobra.
- To idź się przebież i jedziemy! 
- Przecież jestem ubrana i nie będę się przebierała
- To w takim razie daj mi 20 minut.. - ubrałam w tym czasie moje czarne eskimoski i pooglądałam chwilę tv. Sophie wyrobiła się w określonym przez nią czasie. Wsiadłyśmy do jej czarnego Jeep'a i odjechałyśmy. Włączyłam płytę miley cyrus i nastawiłam głośno. Śmiałyśmy się i ,śpiewałyśmy głośno piosenki.  Akurat leciała piosenka We Can't Stop. 
W końcu dotarłyśmy do galerii. Wypiłyśmy najpierw kawę w restauracji, żeby mieć dużo energii na poszukiwania. Po wypiciu napojów zaczął się szał Sophie. Zakupy szczerze nie były moją ulubioną rzeczą na mojej liście ale chciałam, żeby Sophie była zadowolona i szczęśliwa więc poudawać jeden dzień nie zaszkodzi. Kupiłam sobie kilka kosmetyków, 2 ciepłe bluzy. Jedna jaskrawo różowa z czarnymi paskami po bokach z kapturem, druga była taka sama tyle, że granatowa. Jedna para butów do kolan. Wyglądały jak kalosze ale były to ładne lśniące kozaki z różowym dodatkiem po bokach. Do tego 2 pary spodni. Zwykłe jeansy i leginsy czarne. Skarpetki, bielizna i to wszystko. 
 Za to Sophie pokupowała sobie 5 pięknych sukienek, rajstopy, bielizna, 3 pary spodni, jakieś bluzki i bluzy.. No i oczywiście kosmetyki. Ona podobnie jak ja ceniła sobie naturalność ale każda kobieta musi mieć niezbędne jej do życia kosmetyki w toaletce. 
- Rose może ty chcesz jakąś sukienkę? 
- Nie, wystarczy mi to co mam. 
- No daj spokój! Chociaż jedną! 
- Dobra, dobra..  - kupiłam więc tą sukienkę. Była to granatowa rozkloszowana sukienka z długimi rękawami, które były w koronkę. W końcu zakupy dobiegły końca. Wychodząc z galerii zgubiłam Sophie. 
Uggh zabiję ją. Pędziłam z tymi wszystkim torbami przez korytarz. Weszłam do sklepu z perfumami. Natknęłam  się tam na Harry'ego. 
- Harry cześć. Ty tutaj?
- Ty na zakupach?! Przecież ty nienawidzisz łazić po sklepach..
- Ciicho bo Sophie się dowie - powiedziałam na co się zaśmiał. Kolejna rzecz, którą wiedział tylko on. 
- Oh Rose! Tu jesteś. Idziemy? - powiedziała Sophie
- Tak jasne. Cześć Harry - powiedziałam na co mi odpowiedział i przypomniał o jutrzejszym spotkaniu. Załadowałyśmy wszystko do auta i wsiadłyśmy do środka. 
- Wybierasz się z nim gdzieś jutro?
- Tak. Na randkę..
- Rose to nie jest chłopak dla ciebie
- Wiem, wiem. Ale spokojnie ja po prostu jestem mu to winna i już. Jeden wieczór i tyle..
- Skoro tak mówisz.. A i pojedziemy jeszcze do fryzjera. Muszę podciąć włosy
- Ughh.. 
- Tobie też się przyda podcięcie końcówek- na miejscu podcięłam te końcówki i w końcu mogłyśmy wrócić do domu. Było już ciemno. Zima co raz bliżej i jest co raz zimniej. Ale lubię chłód. Weszłyśmy do domu. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się z tymi torbami na łóżko w pokoju i odsapnęłam. 
- Rose!
- Co znowu?!
- Do ciebie! 
- Nieee - powiedziałam sama do siebie i zeszłam na dół. 
- Cześć Chris. A ciebie co do mnie sprowadza? 
- Pogadamy? 
- Jasne zapraszam do góry. Herbaty, czekolady?  
- Herbaty - zrobiłam więc jemu kubek herbaty a sobie czekolady i zaniosłam na górę. Usiadłam na łóżku obok niego i zapytałam:
- O co chodzi? 
- Moja babcia umarła i musiałem się komuś wyżalić.. 
- Oh Chris- powiedziałam i przytuliłam się do niego by dodać mu otuchy. Pogadaliśmy tak z dwie, trzy godziny i chłopak pojechał do domu
- Co to za przystojniak? 
- Chris i nie nie jestem z nim. To przyjaciel
- Od przyjaźni do..
- Nie kończ. To nie chłopak dla mnie. Jest dobrym przyjacielem i tyle..
- Jasne, jasne..- nie miałam zamiaru się więcej kłócić. Poszłam do góry, przebrałam się w pidżamę i zasnęłam.
 NASTĘPNEGO DNIA.

Cholera! Znowu się spóźnię! Wczorajszy dzień tak mnie wykończył, że obudziłam się o 14:30. A o 15:00 miałam jazdy! Szybko się umyłam, włosy związałam do góry. Nie miałam nawet czasu, żeby  się pomalować. Ubrałam wczorajszy zakupiony różowy polar z kapturem, czarne leginsy i te piękne kozaki. Do kieszeni w bluzie włożyłam telefon i wybiegłam
- Podwieźć Panienkę? - odwróciłam głowę w bok. To znowu on. Ten cały Tomlinson. 
- Czego Pan ode mnie chce? Niech pan odejdzie! 
- Nalegam znowu..
- A ja się nie zgadzam! Niech mi da Pan spokój! - odjechał z piskiem opon. Co za natrętny człowiek. Czego on może ode mnie chcieć?  Szybko dotarłam na jazdy. Miałam dzisiaj do zrobienia 3 godziny. 
- Podwieźć Panią do domu? - zapytał instruktor na koniec. Nagle przypomniało mi się o Harry'm. 
- A mógłby Pan podwieźć mnie pod restaurację? - podałam mu dokładny adres. Podziękowałam na koniec i wybiegłam. Weszłam jak poparzona do restauracji. Było to jakieś ekskluzywne miejsce. Wszyscy w garniturach i sukienkach. Za to ja wyglądałam jak największa sierota na świecie. W dodatku nie byłam pomalowana ani trochę. Chciałam wyjść ale Harry zdążył mnie zauważyć. Podeszłam czerwona jak burak do stolika. 
- Harry dlaczego mi nie powiedziałeś, że to taka restauracja? 
- Przecież pięknie wyglądasz
- Błagam cię.. - powiedziałam i usiadłam
- O co ci chodzi? To znaczy mogłaś ubrać jakąś sukienkę no ale..
- Nie mam na sobie ani grama makijażu!
- Przecież wiesz, że tak wyglądasz najpiękniej i podcięłaś chyba włosy nie?
- Tak ale to tylko końcówki- zdziwiło mnie to, że zauważył. Tym bardziej, że włosy miałam w kitce. Reszta rozmowy jakoś się kleiła. Dużo się śmialiśmy. Większość ludzi patrzyła się na nas jak na opętanych. A moim zdaniem to oni tacy byli. Wszyscy tacy sztywni..
 To było dziwne ale rozmieszał mnie i rozumiał jak nikt inny.