poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 3

WŁĄCZ: http://www.youtube.com/watch?v=A_af256mnTE&list=RDkFfKb_WEkCE

* SEN *

- To wszystko wina tego jebango dziecka! -usłyszałam męski głos.
- Dan to twoja córka! Masz się nią zająć jak mnie nie będzie rozumiesz?
- Nie chcę tego bachora! To coś cię zabije! Rozumiesz?! To wszystko wina tego bachora!!
********************************

Nie chcąc słyszeć tych słów obudziłam się. Na dworze było jeszcze ciemno. Spojrzałam na zegarek. Godzina 4:27. Ciągle słyszałam słowa z mojego snu wypowiadane przez mojego ojca. Wstałam i poszłam do swojej łazienki. Zapaliłam światło i przemyłam twarz zimną wodą. Wiedziałam, że już nie zasnę. Powędrowałam więc do swojej pracowni. Zaczęłam malować kolejny obraz.
Namalowałam ogromnego kwiata. Niechcianego. Użyłam samych zimnych kolorów. Tworząc obraz łzy ściekały mi po policzkach.
- Rose dlaczego nie śpisz?
- Chcę być sama- powiedziałam twardo.
- Nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje.. Gdzie twój uśmiech? Ciągle chodzisz jakbyś była nie przytomna..
- Powiedziałam, że chce byc SAMA!
- Rose? -powiedziała tym ostrzegawczym tonem.
- Co Rose? No co?! Mam dosyć! Ona umarła przeze mnie rozumiesz?!- Sophie słysząc moje słowa podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno mówiąc, że to nie moja wina, że widocznie tak miało się stać.
Szybko się pozbierałam i poszłam się zdrzemnąć.
Wstałam o 16:00.
Jak ten czas szybko leci. Na szczęście dzisiaj sobota...
Cholera jasna! Dzisiaj o 17:00 byłam umówiona z Harry'm a autobus mam o 16:40. No pięknie. Zerwałam się z łóżka i poszłam się umyć. Pomalowałam rzęsy, nałożyłam trochę podkładu na lewego polika i ubrałam:

Wzięłam jeszcze tylko klucze, portfel, telefon. Wsadziłam wszystko do kiszeni i wyszłam. Autobusem jechałam 25 minut co oznaczało, że spóźniłam się o 5 minut. Nie dbam o to. Weszłam do kawiarni i ujrzałam loczka siedzącego przy oknie. Usiadłam i przywitałam się z uśmiechem na twarzy.
- Myślałem, że nie przyjdziesz- odpowiedział cwaniacko.
- To tylko 5 minut.
- Aż 5 minut- zażartował (chyba).
- Więc co? Czekolada?
- Tak. Zdecydowanie czekolada.
Zamówiliśmy i po chwili piliśmy gorący kubek z przepysznym napojem.
- Więc Harry czym ty się w ogóle zajmujesz..
- Ymm nie wielkimi ruchomościami- odpowiedział. Przymrużyłam oczy na co ten zrobił minę w stylu o co chodzi?
- Kłamiesz..
- Niee..
- Harry może i cię nie znam ale kłamać to ty nie potrafisz jeszcze to zastanawianie się co by powiedzieć tej naiwnej dziewczynie- powiedziałam na co ten się zaśmiał. Jaki on ma piękny uśmiech.
- No dobra.. Rozszyfrowałaś mnie. Jestem jednym z właścicieli najsłynniejszych restauracji i hoteli w Londynie- wcale mnie to zdziwiło. Był dobrze ubrany, był zadbany i jeździł drogim autem.
- Po co kłamiesz?
- To nie tak, że kłamie. Po prostu większość lasek na w tym mieście leci na kasę.
- Doświadczony wiedzę- powiedziałam i zrobiłam falę z moich brwi. Harry zaczął się śmiać.
- Żeby było jasne nie zostanę twoim błaznem- powiedziałam stanowczo.
- Jak ty to robisz?
- Robię co?
- Rozśmieszasz mnie..
- Czy to coś złego?
- Nie po prostu cieszę się, że tu jesteś.


Reszta rozmowy jakoś się kleiła. Lubiłam z nim rozmawiać. On rozśmieszał mnie a ja niego. Siedzieliśmy w tej kawiarni dobre dwie godziny.
- To co spacer?
- Harry ja muszę już iść.
- Nie. Dlaczego?- zrobił minę smutnego szczeniaczka.
- Autobus mi ucieknie..
- Jechałaś tu autobusem?
- No tak..
- Odwiozę cie.
- Nie, ja nie chcę..
- Oj daj spokój. Godzinny spacer po parku i odwiozę cię prosto pod drzwi domu. Proszę?
- No dobra.. Niech ci będzie..
Znowu się wyszczerzył na co ja zaczęłam się znowu śmiać.
- Co? Mam coś na zębach?
- Nie po prostu.. Nie dobra nic.
- No powiedz.
- Po prostu lubię jak się uśmiechasz. Masz taki szczery uśmiech.
Uśmiechnął się po raz kolejny. Pomógł mi ubrać kurtkę i wyszliśmy. Spacerowaliśmy po parku. Na ławce siedziały gdzie nie gdzie zakochane pary. Byłam tym trochę skrępowana.
- Rose?
- Tak?
- Dlaczego mieszkasz sama z siostrą w tak wielkim domu?
- Ymm nie chcę o tym gadać. Nie dzisiaj.
- Okeej to powiedz mi co lubisz najbardziej robić?
- No malować oczywiście.
- Pokażesz mi kiedyś swoje arcydzieła?
- Wiesz.. Jutro mam wystawę w szkole i możesz.. Jak chcesz oczywiście..
- Nie ma sprawy. Przyjdę na pewno. O której i gdzie? -podałam mężczyźnie adres i godzinę.
- Harry wracamy?
- Zimno ci?
- Nie ja po prostu nie chcę się przeziębić. - odparłam na co ten z ciągnął swój szalik i zawiesił go na mojej szyi. Poczułam miłe uczucie. Nagle zrobiło mi się ciepło. Dzieliło nas jakiej 5 cm. Zarumieniłam się i odsunęłam szybko gdy spojrzałam w jego oczy, które ciągle się we mnie wpatrywały.
- Dobra, chodźmy już bo zamarzniesz.
- Weźmiesz mnie na barana?
- Hahah okej. Wskakuj- tak też zrobiłam. Zaniósł mnie aż pod sam samochód. Był silny. Albo udawał silnego.
Samochodem dojechaliśmy w 15 minut. Przez całą drogę ani ja, ani Harry nie mogliśmy przestać gadać. Jedno przekrzykiwało drugie. To dziwne ale czułam się jakbyśmy znali się od zawsze. Chciałam otworzyć drzwi ale Harry mnie wyprzedził i zrobił to za mnie. Oparłam się o samochód.
- No to do jutra- powiedziałam uśmiechnięta. Harry zbliżył się do mnie i dał mi szybkiego buziaka w policzek. Byłam zaskoczona. W moim brzuchu zaczęło się gotować.
- Do jutra- odparł. Ominęłam auto i weszłam do mieszkania. Pustego mieszkania. Nagle wpadłam na pomysł. Popędziłam do swojej pracowni i zaczęłam malować kolejny obraz. Wyszedł mi pięknie. Był idealny. Identyczny jak on. Piękny...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz