poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 1/2

 1.
 I  need your love! - śpiewałam z przyjaciółką jak poparzone. Dziś mam wolną chatę więc zaprosiłam przyjaciół. Skakałyśmy po sofie i wygłupiałyśmy się. Właśnie kończyłyśmy połówkę. Jeżeli chodzi O Camille to nie ma ona zbyt mocnej głowy do picia w przeciwieństwie do mnie. Chwilę później przyszedł Justin.
- No hej dziewczynki! -  powiedział pełen optymizmu jak zawsze. Zazdroszczę mu tego. Wypiłam z nim jeszcze trochę i byłam w idealnym stanie. Justin się jeszcze zjarał. Dałam głośniej muzykę. Camille nie dawała oznak życia. Biedna. Za to ja z Justinem bawiliśmy się w najlepsze. Pogadaliśmy tak jeszcze półtorej godziny i zaczęli się zbierać. Chciałam ich odprowadzić ale dali sobie radę. Na prawdę mieć takich przyjaciół jakich mam ja to prawdziwy skarb. Mówię wam!
Postanowiłam, że pójdę na spacer. Nie specjalnie chciało mi się siedzieć samej w tym domu.
Ubrałam więc kurtkę, nałożyłam kozaki i wyszłam. Pierwsze co poczułam to fala zimnego powietrza, która we mnie uderzyła. Na dworze jeszcze w dodatku sypało delikatnie śniegiem. Naciągnęłam na głowę kaptur od kurtki i szłam przed siebie. Szłam i szłam aż doszłam do parku.. Pozwoliłam sobie usiąść na jednej z ławek. Odpaliłam papierosa i zaciągałam się głęboko dymem po czym wypuszczałam go powoli z płuc.
 - Taka ładna i pali.. - uniosłam głowę do góry. Stał nade mną wysoki, dobrze zbudowany brunet o tak zielonych oczach, że pomimo panującej ciemności byłam w stanie je spostrzec.
- A tobie co do tego?
- Po prostu nie lubię jak takie ładne kobiety jak ty palą to świństwo..
- Aj daj sobie spokój.. Nie będziesz mi mówił co powinnam a czego nie powinnam robić - powiedziałam i wstałam z ławki. Kierowałam się ku drodze powrotnej.. No co za typ.. Jak on śmie? W kieszeni poczułam wibrację dobrze znanego mi urządzenia. Przejechałam palcem po ekranie.. Sophie
- Rose Davies przesadziłaś! Wracaj w tej chwili do domu! Masz 5 minut! - powiedziała stanowczo a raczej wykrzyczała i rozłączyła się.
Ciekawe jakim cudem pokonam taką trasę w ciągu 5 minut.. Postanowiłam więc przyspieszyć tępo..
Zza rogu wyłoniła się mała grupka  mężczyzn w kapturach. Rozstawili się na chodniku tak, że nie mogłam przejść..
- Laleczko nie wiesz, że niebezpiecznie tak samej błądzić po nocach?
- Ja nie błądzę. Idę do domu- powiedziałam przestraszona. Próbowałam ich wyminąć ale jeden z nich chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie
- Czego chcesz? Nie mam przy sobie nawet złamanego grosza.
- Nie chcę od ciebie pieniędzy. Nie śmiał bym.. Bardziej interesuje mnie co masz pod bluzką..
- Błagam nie! Tylko nie to! Puść mnie!
- Nie wierć się.. Będzie mniej bolało! - powiedział a ja zaczęłam panikować i krzyczeć o pomoc. Zaczął rozpinać pasek i dobierać się do mnie aż poczułam jak ten idiota zostaje odciągnięty ode mnie. Wylądowałam na chodniku. Byłam taka bezsilna. Obserwowałam tylko jak mój zbawiciel biję ich w straszny sposób. Ale należało im się. Każdemu z osobna. Podparta o jego ramię weszłam do czarnego, wysokiego auta. Gdy tylko zapalił lampkę w aucie od razu go rozpoznałam
- To ty.. - powiedziałam spostrzegawczy tą samą piękną, jedyną zieleń oczu, którą widziałam kilkanaście minut temu..
- Nic ci się nie stało? - powiedział przerażony
- Nie.. Dzięki tobie. Gdyby nie ty ja..
- Ale na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno - powiedziałam i poinstruowałam go gdzie ma jechać. To dziwne ale czułam jego wzrok na sobie co było onieśmielające. Chwilę później byliśmy już przed moim domem.. Jeszcze raz podziękowałam i wysiadłam z auta, kierując się ku drzwi mieszkania.
- Poczekaj!
- Tak?
- Jestem Harry. Miło mi cię poznać..
- Dobranoc Harry- powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy i weszłam do mieszkania. Z trudem udało mi się dojść do pokoju. Szybko ubrałam pidżamę, wpisałam kilka nowych informacji do mojego pamiętnika i poszłam spać.



2.

Rano obudził mnie mój kochany budzik. Przetarłam zaspane oczy i poszłam się umyć. Dziś 2 luty.
Na dworze zaczął topnieć śnieg. W tym roku ulice Londyńskie były wyjątkowo pokryte białą warstwą. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Przejechałam po rzęsach dwa razy spiralą. Ubrałam:
  Następnie wzięłam torbę ze swojego pokoju i zeszłam na dół. W kuchni stała moja siostra.
-Masz przechlapane.. Dzisiaj to ty sprzątasz mieszkanie.
-Powiedziała zdenerwowana.
- Też się ciesze, że cię widzę Sophie - powiedziałam i wyjęłam z lodówki pomarańczowy sok. Zasiadłam do stołu gdzie czekały na mnie dwa naleśniki. Zjadłam, ubrałam kurtkę, cmoknęłam w policzek starszą siostrę i ruszyłam na przystanek.
- Witaj piękna - powiedział Justin i przytulił mnie.
- Cześć.. - odparłam.
- Boże! Co ci się stało w policzek?!
- Ymm później ci opowiem. Ale to aż tak widać?
-No mogłaś wyjątkowo nałożyć jakiś podkład..
-Pożyczę od Camille..
Nastała cisza i po chwili podjechał autobus. Zasiadłam na jednym z foteli i zaczęłam opowiadać przyjacielowi o wczorajszej akcji. Zdziwił się i zdenerwował. Ciągle powtarzał, że zabije tych kolesi. W końcu wysiedliśmy i pobiegłam do blondynki, która zareagowała podobnie jak Justin. Poszłyśmy do łazienki i zabrałam się za tuszowanie siniaka. Opowiedziałam jej o wszystkim. Zaczęła gadać, że zabije tych kolesi. Mówiła też o tym, że miałam ogromne szczęście, że Harry zainterweniował w porę.
W końcu zadzwonił dzwonek. Historia.. Ogólnie interesował mnie ten przedmiot ale dzisiaj myślałam tylko o Harrym. Ciągle słyszałam jego słowa : Nigdy bym cię nie skrzywdził. Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek.
Kolejne lekcje zleciały w błyskawicznym tempie. Wsiadłam z Justinem do autobusu i w ciągu 20 minut byłam w domu. Z ciągnęłam kurtkę i obuwie po czym udałam się do pokoju. Odłożyłam plecak i przebrałam się w szare leginsy i luźną, czerwoną bluzkę w kratę. Związałam włosy i nałożyłam na sztalugę kolejne kartki A2 i zaczęłam malować twarz mężczyzny. Jego zieleń oczu wyszła mi idealna.. Po ukończeniu mojego dzieła zeszłam na dół i zamówiłam sobie pizze. Na mój telefon przyszedł sms od Sophie : Rose biorę dzisiaj też nockę. Pozamykaj drzwi i bądź grzeczna. Całuje i kocham.
Po przeczytaniu sms-a zadzwonił dzwonek do drzwi. To raczej nie pizza bo zamówiłam ją kilka minut temu. Otworzyłam je. Moim oczom ukazała się wysoka, smukła sylwetką. To był Harry.. Tylko co on tu robił?! Będzie mnie teraz tak nachodził?
- Cześć. Mogę w czymś pomóc?
- Ymm pomyślałem, że..
- Że?
- Mogę wejść?
- Wiesz nie bardzo bo jestem sama w domu i.. a zresztą wchodź. Właśnie zamówiłam pizze.
Wpuściłam OBCEGO faceta do domu! Czy mnie pojebało?
- A więc jaki jest powód twoich odwiedzin?
- Mieszkasz tu sama? - opowiedział pytaniem na pytanie. Nienawidzę tego..
- Ymm nie. Z starszą siostrą- powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.
- To i tak duży dom jak na dwie kobiety..
- Yep. To może napijesz się czegoś? Soku, wody, herbaty?
- Malujesz? - kurwa jeszcze jedno pytanie i obiecuje, że coś mu zrobię!!
- Taaa maluję. Nie obraź się ale po co ty tu przyszedłeś? Nie znasz mnie i..
- Sam nie wiem. Wiesz co przepraszam za kłopot.. Może spotkamy się jutro w kawiarni czy coś?
- Ymm jutro nie mogę.. Ogólnie to w tym tygodniu jestem dość zajęta.
- Zbywasz mnie- powiedział śmiejąc się lekko.
- Wiesz ja na prawdę nie chcę mieć kłopotów. Nie znam cię.
- To tak dziękujesz swojemu wybawcy?
- Ughh.. Czy jeżeli się zgodzę na kawę i ciasto to wyjdziesz?
- Na kawę, ciasto i spacer- powiedział stanowczo.
- To cześć.
- Cześć- powiedział przepełniony satysfakcją.
- Poczekaj! Trzymaj tu adres kawiarni i nie spóźnij się. A i to nie jest randka.
- Okeeej- powiedział cwaniacko.
Zamknęłam drzwi i poszłam na górę. Mój obraz był gotowy. Wyrwałam go i odłożyłam do swojej kolekcji. Miałam ich całkiem sporo. W mojej pracowni jest co raz mniej miejsca. Uwielbiałam w niej przesiadywać. W tym pomieszczeniu czuję się bezpieczna. To jest taka moja mała oaza spokoju.
Z tej mojej oazy wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Znowu. Otworzyłam i odebrałam pizze, która była w gratisie bo spóźnili się aż 15 minut.
Zaniosłam pizze na górę i przysiadłam do biurka w pracowni. Zapaliłam lampkę i zaczęłam szkicować.
Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
- Rose, Rose wstawaj- usłyszałam szept koło ucha.
- O Boże znowu tu zasnęłam..
- Ostatnio tylko tu zasypiasz. No wstawaj...
Podniosłam twarz z biurka i odsłoniłam swój obraz..
- Rose znowu ją malowałaś?
- Tęsknie za nią.. Nie wiem dlaczego tak często maluję jej oczy. Możesz mi nie wierzyć ale pamiętam jej spojrzenie. Przepraszam cię za wczoraj.
- Posłuchaj. Musimy trzymać się razem ze względu na wszystko. Tylko nasza dwójka i nikt więcej- powiedziała przytulając się do mnie.
- Chodźmy już stąd. Powinnaś się wyspać.
- Masz rację - powiedziałam i powędrowałam do swojego pokoju. Ciągle myślałam o mamie.. Cały czas szkicowałam jej oczy. Ciekawe jaka była? Co lubiła robić? Siostra miała 4 lata jak ona zmarła. Czasami mi o niej opowiada ale co ona mogła pamiętać. Ojca to ani razu na oczy nie widziałam. Powiesił się od razu gdy się dowiedział o jej śmierci. Czułam się winna bo gdyby nie ten poród nic by się nie stało...


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz